Od lutego 2009 na warszawskiej giełdzie panuje trend wzrostowy. Z tym stwierdzeniem nie można się nie zgodzić. Trudniej jest już jednak definitywnie stwierdzić czy to jeszcze dobry moment na zakup akcji i to zarówno w dłuższej jak i krótszej perspektywie inwestycyjnej. Jednym z podstawowych zadań inwestorów stawiających na inwestycje giełdowe jest określenie trendu jaki w danym momencie panuje na rynku.
Przypomnijmy więc sobie na początek co to jest trend. Mianowicie trend to dłuższy okres czasu w którym ceny zwyżkują bądź zniżkują. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z występowaniem coraz wyżej położonych szczytów i dołków a więc trendem wzrostowym. Analogicznie w drugim przypadku mówimy, że trend jest spadkowy i charakteryzuje się coraz niżej położonymi dołkami i szczytami. Nas oczywiście interesuje trend wzrostowy bo z takim mamy do czynienia od kilku miesięcy.
Właśnie „trend wzrostowy” składa się z coraz wyżej położonych szczytów i dołków. Chciałbym w tym miejscu położyć nacisk na pewien szczegół jakim jest wyraz „dołków” zawarty w poprzednim zdaniu. Dlaczego to dla mnie jest takie istotne i zależy mi abyś zwrócił na to szczególną uwagę? Po pierwsze to często pomijany szczegół gdy rynek rośnie, a jak wiadomo, „diabeł tkwi w szczegółach”, po drugie….spójrzmy na wykres indeksu WIG20 z tych ostatnich kilku miesięcy:
W dniu 22.06.09 nastąpił ostry dynamiczny spadek, który doprowadził do przebicia linii trendu wzrostowego z wspomnianego okresu, linii podpartej w pięciu punktach. Taka ilość punktów podporu linii trendu oznacza, że jest ona bardzo ważna. W konsekwencji tego przebicia indeks po 15 sesjach osiągnął minimum(13.07.09), które wypadło poniżej ostatniego dołka z rozpatrywanego trendu. Tym samym mocno została naruszona definicja trendu. Oczywiście bardzo istotnym faktem jest samo przebicie linii trendu.
W kolejnych dniach po osiągnięciu minimum, rynek zdominowały byki i doprowadziły do ustanowienia nowego szczytu.
Mamy zatem do czynienia z nowym niższym dołkiem ale i również z nowym wyższym szczytem.
W sytuacji gdy jesteśmy na rynku byka i inwestycje giełdowe w zakup akcji przynoszą zyski, ważniejszą sprawą zdaje się być wyżej położony szczyt. Myślę, że można uznać to za prawdziwe stwierdzenie. Jednak na pewno należy zwrócić uwagę i zapalić lampkę ostrzegawczą w momencie kiedy ostatni dołek uplasował się niżej od poprzedniego.
Zwłaszcza, że…………. No właśnie, przyjrzyj się jeszcze raz wykresowi jednak zwróć uwagę na dwie ostatnie sesje.
W nich kryje się kolejne zagrożenie dla posiadaczy akcji oraz sygnał ostrzegawczy dla tych, którzy chcą się w nie zaopatrzyć! Widać tutaj wyraźnie że dwie ostanie sesje to nieudane ataki na zanegowanie sygnału sprzedaży powstałego po przecięciu linii trendu wzrostowego od lutego 2009(same świece też za dobrze nie wyglądają). Dlaczego nikt o tym nie pisze? Przypadek?
Sygnały jakie płyną z dokładnej analizy, każą co najmniej zastanowić się czy aby nie pora pomyśleć o sprzedaży akcji. Ci zaś którzy noszą się z zamiarem kupna jeszcze bardziej powinni przemyśleć zamianę gotówki na akcje (to nie ostatni pociąg na tej giełdzie)! Jestem pewien, że w ostatnich dwóch dniach wielu spekulantów zajęło krótkie pozycje na kontraktach. Są duże szanse, że zrobią lepszy interes od tych którzy kupią teraz akcje zwłaszcza jeśli przeczyta się tak ciekawe wnioski statystyczne.
Oczywiście sam jestem wyznawcą teorii że rynek może dojść nawet do 2600. Ale, ale to jest max a później zjazd szybki, mocny, ostry, dokąd? Tego nie wiem ale myślę że macanie dna z 18.02.09 a nawet jego przebicie to na pewno nie science fiction!
Na sam koniec chciałbym nieśmiało określić, iż z moich obliczeń ważny zwrot, niestety trudno powiedzieć czy „z hossy w besse czy odwrotnie” powinien wystąpić w dniach 3,4,5.08.2009 ale….. No właśnie ale! Na ciekawym blogu jest wiele innych dat ale mojej nie ma a autor wydaje się być specjalistą w określaniu takich momentów zwrotnych na rynku.
Zapraszam do komentowania artykułu, zwłaszcza tych, którzy mają odwagę myśleć inaczej!!!
Zgodnie z obietnicą w ostatnim wpisie,upublicznię teraz swoje przemyślenia na temat technicznych aspektów kwestii „Czy bessa to już przeszłość?”.
Po osiągnięciu dołka 18.02.2008 rozpoczęliśmy dynamiczny marsz w górę. Na drodze do szczytu z 12.06.2009 mieliśmy do czynienia z kilkoma niewielkimi korektami. Po tej dacie nastąpiła nieco mocniejsza korekta, która sprowadziła indeks tuz pod poziom 1800. Obecnie rynek ponownie ruszył bardzo dynamicznie w górę i zaledwie 6 sesji wystarczyło aby zniwelować miesięczny spadek.
Można zatem powiedzieć, że bezapelacyjnie jesteśmy na rynku byka. Jednak czy to jest byk czy tylko byczek? To już nieco trudniejsza sprawa. Prawda!
Cofnijmy się teraz do szczytu z października 2007 na poziomie 3920. Od tego dnia rozpoczęliśmy bezapelacyjny rynek niedźwiedzia który trwał 1,5 roku i zmiótł ok. 68% jego wartości.
Czym wobec tych spadków jest wzrost rozpoczęty w lutym. Jak do tej pory tylko marnym odbiciem, które osiągnęło zaledwie pierwszy poziom zniesienia Fibonacciego.
Przyglądając się jednak narastającym emocją towarzyszącym wzrostom możemy chyba liczyć na kontynuacje aprecjacji rynku do poziomu min2300 a max2600. Takiemu scenariuszowi pomagają dodatkowo publikowane w USA kwartalne wynikispółek. A właściwie ich interpretacja. Co mam na myśli? To proste!
Większość wyników jest lepsza od przewidywań analityków i ta kwestia jest tak nagłaśniana, że trudno oprzeć się wrażeniu, iż kryzys się skończył i teraz będzie tylko lepiej. Taki odbiór tych danych musi być przysłowiową „wodą na młyn” i napędzać wzrosty. Jednak rzadko kiedy, ktokolwiek zwraca uwagę, że są to wyniki dużo gorsze niż w analogicznym okresie ubiegłego roku!
Jest jeszcze kilka innych informacji napływających z wynikami, które dla wytrawnego i zdyscyplinowanego inwestora są sygnałem ostrzegawczym ale ta kwestia nie jest tematem moich rozważań.
Wróćmy zatem do techniki. Mamy więc głęboki spadek i niewielkie odreagowanie. Możliwe jest zwiększenie tego odreagowania do poziomu 38% a nawet 50% zniesienia Fibonacciego ale i tak nie zmieni to faktu, że rynek będzie musiał zmienić kierunek na południowy i ……..?
No właśnie i co? Chciałbym tutaj pokazać wykres miesięczny indeksu WIG20.
Dlaczego miesięczny, ano dlatego że mówimy o okresie ok. 2 lat. Proszę zwrócić uwagę jak wyraźnie widać, iż cała bessa zeszła w pięciofalowym ruchu (styczeń-luty pierwsza fala; marzec-lipiec druga fala; sierpień-listopad trzecia fala; grudzień czwarta fala i styczeń-luty piąta fala).
Gracze znający teorie fal Eliota wiedzą zapewne co to najprawdopodobniej oznacza. Tym, którzy nie znają tych aspektów powiem wprost: Korekta nigdy nie jest „piątką” zawsze musi być „trójka”!!!
Dlatego też jestem przekonany że w lutym 2009 nie zakończyliśmy bessy a tylko jedną falę znacznie większej korekty niż większość przypuszcza(mam tu na myśli co najmniej aspekt czasowy). Zgodnie z takim spojrzeniem na rynek jasnym musi być fakt, iż kiedy zakończy się okres korekty wzrostowej, bo bardziej prawdopodobnym jest fakt, że jest to tylko korekta a nie początek nowej hossy, rozpoczniemy trzecia falę spadkową która mimo wszystko powinna zejść do poziomów dołka z lutego 09.
Nie można nawet wykluczyć, że dno to zostanie poprawione a to za sprawą przebicia linii trendu od 1994r. Jeśli rynek przebije ją aby zejść do poziomu dołka z lutego 2009 to na fali paniki może zejść jeszcze niżej.
Nie zgadzasz się z tą opinią skomentuj i uzasadnij! Serdecznie zapraszam do dyskusji!!
Kiedy w roku 2005, na łamach dwóch portali o tematyce giełdowej(fop.pl i inwestuj.net), opublikowałem prognozę indeksu WIG20 uzasadniającą zejście tegoż indeksu do poziomów 1000-1300 zostałem delikatnie mówiąc wyklęty przez 99% osób, które zaznajomiły się z tym artykułem. Faktem jest, że zbyt wcześnie widziałem koniec wówczas trwających wzrostów ale kiedy możni tego świata się zaprą to nie ma mocnych.
Argumenty, które miały obalić moją teorię były różne. Od najprostszych typu „to już nie jest taka giełda jak 10 lat wcześniej i takie spadki nie są możliwe”, do takich, które udowadniały ogromną rolę OFE i funduszy inwestycyjnych, nie mogących dopuścić do takich spadków.
Dla mnie, inwestora a właściwie gracza giełdowego, który zbierał doświadczenie od 1993r. było natomiast jasne, że giełda porusza się w cyklach od całkowitego niedowartościowania do maksymalnego przewartościowania, a wszystkimi rodzajami funduszy zarządzają tylko ludzie. Skoro funduszami zarządzają ludzie to znaczy, że tak samo jak indywidualni inwestorzy poddają się emocjom i potrafią spanikować tak samo jak pojedynczy spekulant.
Dlaczego o tym piszę skoro tytuł sugeruje raczej coś innego? Mianowicie od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że wzrosty które rozpoczęły się w lutym 2009r oparte są na emocjonalnym podejściu do rzekomo lepszych danych z gospodarek całego świata a dodatkowo są podgrzewane wypowiedziami różnych ludzi mocno powiązanych (czytaj zainteresowanych takim obrotem sprawy) z gospodarką i rynkami finansowymi!
Już od wielu lat jestem wyznawcą teorii, iż osoby publiczne(ekonomiści, finansiści a zwłaszcza politycy) zachowują się tak jakby ludzie, którzy ich słuchają nie mieli za grosz własnego rozumu i nie potrafili dostrzec co jest prawdą a co nie. Najprawdopodobniej wychodzą oni z założenia, że ludzki umysł pod wpływem ciągłego powtarzania pewnej kwestii przyjmie ją za prawdę(co jest prawidłowym myśleniem) i wszyscy słuchający przyjmą ich wypowiedzi za prawdziwe i jedynie obowiązujące.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, iż taką metodę stosują tylko i wyłącznie w celu osiągnięcia swoich korzyści a Nas zwykłych szaraczków maja w d…. (dużym niepoważaniu).
Najlepszym, najświeższym i najbardziej bliskim dowodem są wypowiedzi Pana Premiera, Ministra Finansów itp. w okresie przed wyborami do Europarlamentu. Wówczas to mogliśmy słyszeć tylko same pozytywne wypowiedzi na temat stanu finansów publicznych, gospodarki itp. Ledwo wybory się zakończyły, nagle okazało się, że deficyt należy zwiększyć o 50% i kilka innych kwestii o których nawet nie będę pisał, bo nie o to tu chodzi.
Skoncentrujmy się jednak nad podstawowym tematem artykułu!!!
Przyczyną krachów giełdowych na całym świecie w 2007r jak i załamania rynku nieruchomości w USA była nieroztropność zarządzających (czytaj podejmowanie nadmiernego ryzyka) instytucjami finansowymi takimi jak banki(ten problem nie dotyczył naszych rodzimych banków bezpośrednio, ale ile banków w Polsce jest niezależnych od największych instytucji finansowych na świecie?). Dlatego chcąc powstrzymać kryzys, rządy wpompowały w system bankowy grube setki dolarów i euro. Taki ruch miał na celu pomóc w zwiększeniu płynności tych instytucji co miało przełożyć się na zwiększenie akcji kredytowej bez której trudno czemukolwiek się rozwijać.
Takie posunięcie wywołało przekonanie, iż na przestrzeni 2009 roku można spodziewać się zatrzymania recesji i odbicia gospodarek całego świata od dna. Był to wystarczający powód aby po kilkudziesięciu procentowej przecenie rynków giełdowych, wywołać odbicie na nich(tak naprawdę to nawet zdechły kot spuszczony z dachu wieżowca też się odbije). Jednak wzrosty oparte na samym przeświadczeniu o skuteczności posunięć dokonanych przez rządy największych gospodarek światowych, mogłyby nie być wystarczające na dłuższe i mocniejsze wzrosty.
Równocześnie największe banki USA, które zostały zasilone rządowym pieniądzem(czytaj pieniędzmi wydrukowanymi na szybko), chcąc zwiększyć swoją płynność i zrobić krok w stronę jak najszybszego uniezależnienia się od Państwa(tutaj małe wyjaśnienie: instytucje zasilone rządowym kapitałem mają dość znacznie ograniczoną swobodę działania, są jakby pod kontrolą rządu) musiały pozyskać kapitał z rynku co najłatwiej i najszybciej można uzyskać plasując na rynku kolejne emisje swoich akcji. Aby odnieść sukces w tym działaniu, same pompowały dolary w giełdę, wzmacniając tym samym siłę wzrostu. Rosnące rynki giełdowe, po tak znaczących spadkach, bardzo szybko rozgrzewają głowy inwestorów i z każdym miesiącem przyciągały coraz większe rzesze praktykujących spekulacje giełdowe. Ci ostatni widząc, że „złapali Pana Boga za nogi” bez problemu inwestowali swoje finanse w nowe emisje. Na polskim rynku objawem pokrewnym jest fakt, iż drugi miesiąc z kolei mamy dodatni napływ środków do funduszy inwestycyjnych tzn. więcej gotówki wpływa niż jest wycofywane. W taki sposób domknęło się koło, które samo się napędza.
Nie byłoby w tym nic groźnego gdyby nie fakt, że wraz z upływem czasu trudno dostrzec dowody na realizację scenariusza, który był podstawą do odbicia w lutym br. Bo cóż otrzymujemy na podparcie takiego rozwoju sprawy?
Niewątpliwie mamy całą masę pozytywnych danych- wskaźników z jednym małym „ale”. Mianowicie są to wskaźniki obrazujące odczucia i przeświadczenia różnych grup społecznych. Niestety, gdy spoglądamy na twarde dane gospodarcze to tu już taki optymizm nie bije. Są to z reguły wyniki co najwyżej sugerujące powolny spadek siły recesji. Niestety jakaś część tych danych wygląda nieco lepiej ale tylko dlatego, że porównywana jest z przewidywaniami analityków(pracowników tych samych wielkich instytucji finansowych). Co w takim razie ma Nas upewnićw poprawie sytuacji gospodarczej? Co ma napędzać dalsze wzrosty na giełdach?
Trudno jest znaleźć konkretną odpowiedź! Faktem niezaprzeczalnym jest natomiast to, że rośnie bezrobocie i nie widać hamowania tego procesu. Akcja kredytowa banków, dbających o swoje i tylko swoje, nie rozwija się i to zarówno w kredytach hipotecznych jak i tych dla firm na inwestycje. Efektem takiego obrotu sprawy jest znaczna nadpodaż nieruchomości, która to powoduje spadek cen mieszkań i domów. Może w tym miejscu ktoś zarzuci mi, że już od kilku tygodni ceny mieszkań nie spadają bo ruszył się popyt na nie. Niewątpliwie tak jest ale dlaczego? Po pierwsze, duży wpływ na taki obrót sprawy mają deweloperzy i instytucje które działają w segmencie rynku zwanym „pośrednictwem finansowym”. Jedni i drudzy przekonują tak często jak tylko się da, że ceny już nie spadną a lada moment z powodu braku nowych mieszkań(od kilku miesięcy wstrzymano nowe inwestycje z powodu kryzysu) zaczną rosnąć. W takiej sytuacji znajdą się zawsze chętni, którzyzaufają tym wypowiedzią i zdecydują się na kupno zwłaszcza, że rząd również to wspomógł(i tu chwała mu za to) poprzez program „Rodzina na swoim”. Osobiście jednak trudno jest mi uwierzyć aby po wzroście cen mieszkań w latach 2006-2008 o ponad 100% cała korekta tych „chorych” cen miała zakończyć się spadkiem o 10-15%(dlaczego w tym przypadku miałaby nie działać zasada dotycząca wszystkich rynków inwestycyjnych o przechodzeniu cen z jednej skrajności w drugą?).
A jaki efekt przynosi brak kredytowania inwestycji dla firm? Rosnąca z miesiąca na miesiąc ilość upadłości (dotyczy to również spółek giełdowych)no i oczywiście wzrost bezrobocia.
No tak ale Polska jest najlepszym gospodarczo krajem w Europie. Jako jedyne państwo może pochwalić się mini dodatnim PKB. Czy to nie może być odznaką, że nawet jeśli na innych rynkach nastąpi powrót do spadków to my oprzemy się temu trendowi?
Taka opcja jest prawie niemożliwa. Polska należy w dalszym ciągu do rynków wschodzących i jeśli nastąpi powrót „niedźwiedzia” na rynki światowe to raczej mało prawdopodobne, żeby polski byk sobie z tym poradził. W końcu wzrost PKB w naszym kraju w największym stopniu zależy od eksportu i inwestycji oraz od krajowej konsumpcji. Gdzie będziemy eksportować gdy nasi najwięksi odbiorcy będą przeżywać trudne chwile? Kto bez pomocy banków będzie mógł inwestować? Czy wzrost bezrobocia w kraju przyczyni się do zwiększenia konsumpcji?
Myślę zatem, że spadki tak naprawdę nie odeszły na dobre i przeżyjemy jeszcze znaczny impuls w dół na giełdzie.
W takim przekonaniu utwierdza mnie również sytuacja techniczna wykresu WIG20 w ujęciu miesięcznym, ale o tym może już w III części cyklu „Czy bessa to już przeszłość?”
Do napisaniatego artykułu skłoniło mnie ciągłe podkreślanie w mediach (oczywiście przez różnych „specjalistów” od rynku akcji), iż spadek na giełdzie, z jakim mamy do czynienia od połowy czerwca 2009, nie jest poparty wzrastającymi obrotami a co za tym idzie nie powinien być „bolesny” dla posiadaczy akcji.
Bez względu na efekt końcowy mającej miejsce korekty, jako doświadczony inwestor, nie mogę przejść obojętnie obok takich wprowadzających w błąd komentarzy!
Lata doświadczeń na GPW dały mi wystarczającą ilość dowodów na to, iż utarte pojęcie, że każdy trwalszy ruch indeksów(oczywiście dotyczy również akcji) musi być poparty rosnącym (oczywiście również znacząco dużym) obrotem jest błędne w przypadku spadków.
Jak to wygląda naprawdę?
Kiedy rynek wchodzi w fazę trwałych wzrostów, wówczas „każdego” dnia cena akcji rośnie i nawet przy założeniu, iż udział w „grze” bierze stała liczba inwestorów, siłą rzeczy obrót musi rosnąć. Oczywiście zapewne każdy uczestnik rynku jak i również zainteresowany obserwator zdaje sobie sprawę, że wraz z kolejnymi wyższymi notowaniami papierów coraz większa ilość inwestorów wychodzi z ukrycia i zajmuje miejsce w szeregu czynnych graczy. Taki wzrost ilości uczestników spekulacji giełdowych niesie za sobą również wzrost ilości akcji zmieniających właściciela. Mamy zatem jednoczesny wzrost wolumenu jak i również wzrost wartości obrotów na sesję.
Odwracając kolejność, tylko wzrost wolumenu wraz ze wzrostem obrotu może być gwarancją trwałych i silnych wzrostów. Podkreślę tutaj znaczenie słowa „trwałych” ponieważ silne cenowo wzrosty mogą odbyć się również na małych obrotach jednak są to prawie zawsze sztuczne ruchy, które w bardzo krótkim czasie są korygowane i niwelowane.
W czasie spadków poruszana wyżej kwestia nie jest już taka oczywista. Gdy rynek wchodzi w fazę spadków zawsze w głowach inwestorów powstaje pytanie czy to tylko mała korekta, czy może mimo wszystko większe spadki a być może nawet i początek bessy? I tutaj baczna obserwacja dotychczasowych spadków(doświadczenie) pokazuje, że dłuższe spadki, niekoniecznie zamieniające się w besse czy też nawet znoszące większą część uprzednich wzrostów, w każdym bądź razie trwające nieco większą ilość czasu, odbywają się na mniejszych obrotach. Nie chcę aby ktokolwiek przyjmował to za dogmat, dlatego oprócz zamieszczonegowykresu postaram się wyjaśnić mechanizm jaki tutaj działa.
Jeśli wartość akcji spada to sam fakt niższych cen powoduje spadek wartości obrotu. Aby ta sytuacja mogła się zmienić potrzebna jest większa ilość chętnych do zakupu akcji lub muszą pojawić się kupujący o zasobniejszych portfelach. W przypadku kiedy z sesji na sesje obrót nie wzrasta a nawet i maleje i to samo dzieje się z wolumenem oznacza to tylko tyle, iż dane poziomy cenowe nie są akceptowane przez kupujących. To za sobą pociąga konsekwencje w postaci „beztransakcyjnego” obniżania cen przez sprzedających i tak trwa dopóki nie pojawią się chętni na zakup. Dopiero znaczący wzrost kupujących doprowadza do znacznego wzrostu transakcji, a co za tym idzie wolumenu i obrotu. Idąc dalej należy powiedzieć sobie jasno, że na spadającym rynku drobni inwestorzy raczej żyją w strachu i nie dokonują zakupów. Na taki ruch decydują się jako pierwsi ci z większymi portfelami inaczej określani jako „lepiej zorientowani”. Kiedy duzi inwestorzy biorą się za zakupy to możemy spodziewać się zmiany kierunku indeksów giełdowych na wzrostowy. Z tego samego powodu, kiedy spadkom od początku towarzyszą duże obroty możemy raczej spodziewać się szybkiego powrotu do wzrostów.
Jest jeszcze jeden wariant, mianowicie kiedy na spadkach cały czas maleją obroty. Dochodzi wówczas do sesji spadkowej na bardzo małym, wręcz drastycznie małym obrocie. Najczęściej jest to znak że mamy do czynienia z dołkiem ale chwilowym. Innymi słowy nie ma chętnych do kupna bo sprzedającymi są „lepiej zorientowani” a mali na spadkach raczej nie staja po stronie popytu. Wówczas to rynek najczęściej jest podciągany aby zaangażować większą część graczy po czym następuje kolejna fala wyprzedaży, która z dużym prawdopodobieństwem zajdzie dalej niż poprzednia. Z takimi sytuacjami mamy najczęściej do czynienia w długoterminowych trendach spadkowych.
Myślę, że udało mi się wyjaśnić kwestie jak to tak naprawdę jest z obrotami na spadkach. Oczywiście są to trochę uproszczone objaśnienia bo np. w trakcie pierwszych dni rozpoczynającej się bessy również będą znaczne obroty i wolumen, a to za sprawą że ci sami „lepiej zorientowani” inwestorzy wyprzedają akcje a omamieni hossą drobni gracze starają się wykorzystać każdy spadek do zakupów. Jednak już po niedługim czasie wszystko wraca do wyżej opisanej normy.
Chciałbym podkreślić, że celem tego artykułu jest zwrócenie uwagi na kwestie obrotów w trakcie spadków, którą „specjaliści” występujący w mediach tak bardzo zniekształcają przez co niejednokrotnie wprowadzają w błąd drobnych inwestorów. Nie jest celem tego artykułu rozstrzygnięcie kwestii czy obecne spadki to tylko drobna korekta, czy początek większej korekty wzrostów mających miejsce od lutego 2009, czy też może początek kolejnej fali bessy! Takim aspektem zajmę się być może za kilka dni i nie omieszkam podzielić się swoimi przemyśleniami ale już dzisiaj możesz zajrzeć tutaj i …….